Od jakiegoś czasu rozglądałem się za autem „na dłużej”. Miał to być samochód najlepiej pełnoletni (prosty i w miarę bezawaryjny oraz nie tracący na wartości), duży, ekonomiczny (najlepiej diesel). Idealnym kandydatem był Mercedes 124 kombi z silnikiem 3.0D. Niestety, dość kosmiczne ceny zadbanych egzemplarzy (jak na 20-letnie auta) skłoniły mnie do szukania alternatywy i tak przypadkowo natknąłem się na ten chyba już przez wszystkich zapomniany model Renault.
Pierwsze wrażenie przy oględzinach – auto zadbane. Drugie wrażenie – może raczej odnowione przed sprzedażą? Całe nadwozie (i podwozie zresztą też) było pomalowane, choć bez szału (widoczne zacieki). Wnętrze jak nowe, silnik bez wycieków, żadnych luzów na kierownicy. Wydawało się to wszystko trochę podejrzane, ale z drugiej strony – kto by się bawił w tak dokładne „odpicowywanie” auta wartego parę groszy? Gdybym znalazł wyżej wymienionego mercedesa w tej cenie, to wyglądałby jak wyjęty z grobu i żadne zabiegi nie ukryłyby tego faktu.
Pewne jest, że samochód długo stał nieużywany – ostatnia pieczątka z przeglądem pochodzi sprzed 10-ciu lat. Na dzień dobry wyszło więc do roboty kilka detali – dziurawy tłumik, regeneracja rozrusznika, nowe opony czy wymiana oleju i filtrów. Po doliczeniu kosztów wstępnego serwisu, auto jednak nadal pozostaje kilka razy tańsze od merca.
Jakie są wrażenia z jazdy? Po przejechaniu około tysiąca kilometrów, w tym jednej dłuższej trasy (250km w jedną stronę) nie ma powodów do narzekań. W środku jest wygodnie, miękko i nie można zarzucić braku przestrzeni. Po złożeniu tylnych siedzeń nic tylko nadmuchać materac i mamy spanie prawie jak w domu (zamiast bawić się w rozbijanie namiotu). Bez żadnego rozkręcania (z wyjątkiem lusterek) do bagażnika wchodzi Simson, a i jakiś mały motocykl pewnie by się zmieścił. Silniczek – jak na diesla – daje radę, w mieście zbiera się nawet więcej niż wystarczająco, a w trasie 100km/h utrzymuje bez problemu. Na autostradzie szału nie ma, ale 120-130 można jechać i nie grozi to utratą słuchu. Za to na wolnych obrotach klekocze z gracją właściwą silnikom wysokoprężnym z lat osiemdziesiątych.
Jeśli chodzi o spalanie, to nie jest źle, można bez problemu zejść poniżej 6 litrów w trybie mieszanym. W ostatniej trasie (pomiar przy tankowaniu do pełna po 600 kilometrach) wyszło niecałe 5.5 litra. Bez rewelacji, ale auto ma jednak 30 lat i aerodynamikę lodówki, więc nie ma powodów do narzekań.
Wyposażenie pełen wypas – centralny zamek, elektryczne szyby. Z poduszkami słabo – jest tylko jedna, puchowa, którą można sobie położyć pod tyłek. Z ciekawostek trzeba powiedzieć o rozstawach osi i kół (zwłaszcza tylnych) – które jak na dość duże auto są wyjątkowo małe, przez co samochód na nierównościach buja się jak stary autobus. Nie nastraja to do szybkiej jazdy, ale poprawia zwrotność i ułatwia parkowanie.
To na razie tyle co mogę powiedzieć po nieco ponad miesięcznym użytkowaniu tego eksponatu francuskiej motoryzacji. W temacie spalania i jazdy ekonomicznej wszystko okaże się za 2 tygodnie, kiedy to odbędzie się regionalny rajd o kropelce. Trzeba mieć nadzieję, że Renówka nie da się pokonać współczesnym konstrukcjom ;]
Highly descriptive blog, I liked that a lot. Will there be a part
2?
My site hongkong Pools Online